Nie wiadomo dokładnie, ilu polskich kierowców prowadzi „pod wpływem leków”. Nikt takich badań nie prowadził. Wiadomo jednak, że zaliczamy się do nacji, które lubią połykać różne pigułki. Najgorzej jest z tymi, którzy po raz pierwszy „łapią” chorobę, dostają receptę i zaczynają stosować całkiem nieznany sobie lek (chorzy przewlekle zazwyczaj znają działania uboczne swoich tabletek).
Zawodzą ulotki dołączane do leków. Trudno w nich szukać prostych, przejrzystych ostrzeżeń typu: „Po zażyciu tego leku nie kieruj samochodem przez następną dobę”. Najczęściej dostajemy jedynie enigmatyczną informację, że dany środek „może zakłócać zdolność psychomotoryczną”. Poza tym – prawie nikt tych ulotek nie czyta.
Istnieje prosty znak graficzny, który ostrzega, że środek może być ryzykowny dla kierowcy, ale prawo farmaceutyczne nie wymaga jego umieszczania na opakowaniu – zależy to tylko od dobrej woli producenta. Grupą leków najbardziej niebezpiecznych dla kierowców są te działające na centralny system nerwowy – a więc środki na depresję, psychozy, napady lęku czy bezsenność. Zdecydowana większość takich leków osłabia uwagę, czujność, refleks, koordynację i zaburza pole widzenia.
W naszym kraju bardzo często stosuje się tu tzw. benzodiazepiny. Ich działanie polega z grubsza na „wyciszaniu” naszego mózgu.
Ta cisza utrzymuje się bardzo długo – w przypadku stosunkowo popularnego diazepamu jest to ok. 70 godzin, klorazepatu – aż 120 godzin.
Gdy więc ktoś wycisza się tymi lekami, nie powinien siadać za kierownicą przez kilka następnych dni.
Wśród środków mogących zaburzać umiejętności kierowcy jest też wiele leków, które ciężko byłoby o to podejrzewać. Na przykład środki na nadciśnienie czy bóle kręgosłupa. Rozluźniając naczynia krwionośne i mięśnie, znacznie zmniejszają czas reakcji i mogą spowodować, że na pedał hamulca naciśniemy o ułamek sekundy za późno. Także po miejscowym znieczuleniu u dentysty lepiej zamówić taksówkę, bo ono też może znacznie osłabić nasz refleks. Uważać trzeba też na dostępne na stacjach benzynowych popularne leki przeciwgorączkowe czy przeciwbólowe, np. na bazie paracetamolu. Ich odmiany z dopiskiem „Noc” reklamowane są jako dające bezbolesny i w miarę spokojny sen. – „Noc” oznacza, że do leku dodano środek blokujący tzw. receptory histaminowe, co może powodować zwiększoną senność, i to w dodatku utrzymującą się przez kilkadziesiąt godzin. Po zażyciu takiego leku nie powinno się kierować samochodem przez cały następny dzień.
Kolejna rzecz – alkohol. Oczywiście zaraz „po spożyciu” siadać za kółkiem nie wolno. A następnego dnia? Jeśli jednocześnie zażywamy leki, na pewno nie. Alkohol bowiem znacznie wydłuża czas ich rozkładu w organizmie. Gdy więc do wspomnianego diazepamu „dolejemy” kilka piw lub dwie-trzy „setki”, to będzie nas wyciszał nie
70 godzin, ale 140 godzin.
Za jazdę pod wpływem leków można nawet stanąć przed sądem.
W naszym prawie istnieje przepis zakazujący prowadzenia nie tylko pod wpływem alkoholu, ale też środków działających podobnie do niego i środków odurzających. Za kierowanie pod wpływem leków działających podobnie do alkoholu można stracić prawo jazdy na trzy lata. A jeżeli ich stężenie jest na tyle wysokie, że działają równie silnie jak np. narkotyk, to kierowca może stracić prawo jazdy na 10 lat, a sam trafić do więzienia na dwa lata.